Ciasto mocno kawowe

Jak jedzą Polacy - migawki z grup fb miłośników gotowania


Kostki, mrożonki, zupy w proszku - popularne i lubiane w kuchni przez gotujacych Polaków 

Jestem w kilku grupach facebookowych, w których przepisami wymieniają się blogerzy kulinarni i miłośnicy gotowania. Dołączyłam do nich z ciekawości, z chęci zajrzenia do cudzych kuchni i w poszukiwaniu inspiracji.

Zajrzałam do cudzych garnków i talerzy - łatwo wykpić cudzy gust i znęcać się nad kulinarnymi przyzwyczajeniami innych. Łatwo snuć pseudonaukowe dywagacje na temat popularności niezdrowych i bardzo zwykłych dań, ale przecież taka jest ta Polska właśnie. Tradycja jest kluczem do grup, które odwołują się w nazwach do mam i babć, bo to ich kuchnia jest przecież najlepsza. Sama Gesslerowa zarzeka się w swoim programie telewizyjnym, że ma smakować jak u mamy. Są grupy nawiązjujące do pasji gotowania, kochania jedzenia itp. Zawsze jednak kiedy wrzucam "na grupę" przepis daleki od smaków kuchni polskiej lajkują go może 3-4 osoby, gdy wrzucam coś, co w sumie robię rzadko, ale przypomina dania mojej babci, las lajków rośnie jak brazylijska selva.


Mrożonki, torebki i kostki
Czy w takim razie nie lubimy nowości, inności w domowej kuchni? Niektórzy chwalą się na blogach i fanpage'ach górami z sushi, pokazują z jaką przyjemnością ich dzieci wciągają japońskie, rybne zawijasy. Inni na sofistycznych i wystylizowanych zdjęciach składają hołd jaglance, jeszcze inni zasypują kwiatami makaron, lemoniadę i ciasta, przekonując, że wszystko jest jadalne. Blogi sobie, a życie sobie. I właśnie to życie kuchenne Polaków widać na zdjęciach wrzucanych do grup facebookowych.
Tłuczone ziemniaczki z masełkiem i koperkiem, marchewka z groszkiem z mrożonki, mielony tonący w mącznym sosie... Ostatnio nawet jedna użytkowniczka pochwaliła się szybkim obiadem, który składał się z paluszków rybnych i gotowych mrożonych frytek (sic!). "Taki obiad mi się zdarza, gdy nie mam czasu" - tłumaczyła się. Pod postem zebrała masę lajków i kometarzy wspierających w stylu "ty też możesz mieć słabszy dzień w kuchni, nie dajmy się zwariować, nie zawsze musisz być perfekcyjna".
Zaskoczyło mnie jak wiele osób gotuje z mrożonek, smaży gotowe hamburgery, korzysta z  kostek przyprawowych, rosołowych, bulionetek, gotowych sosów i zup z torebek, mieszanek ziół, czyli tego wszystkiego, czego unikam w mojej kuchni. Ostatnio jedna z pań doprawiała ziemniaki "naturalną przyprawą do ziemniaków" - ktoś wie co to? W sumie nie powinnam być zaskoczona, bo skoro tych produktów jest tyle w sklepach, to ktoś je musi kupować.
Czy Polacy w takim razie nie dbają o to, co jedzą? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale kategoria "zdrowego jedzenia" ma z pewnością rozszerzoną definicję. Zdrowo oznacza domowo, swojsko, niezależnie od ilości zużytego smalcu, rozpuszczonego żółtego sera, masła i wykorzystanych gotowców. A o takich fanaberiach jak "bezglutenowe" lub "wegańskie" nikt normalnie jedzący nie słyszał. (Akurat do bezglutenów niezaleconych przez lekarza mam dość scepytczne podejście, jak też do plastikowego jedzenia wegan (ten ich ser udający ser - ratunku!)). Tak jakby ostrzeżenia przed przetworzonym jedzniem nie trafiały do zwykłych domów.

Kokobaroko i sztuka ludzi szczęśliwych
Lubię oglądać zdjęcia na blogach. Nie twierdzę, że moje zdjęcia na blogu są doskonałe, ale zawsze wolę umieścić na nich mniej niż więcej. Kocham za to zdjęcia z cyklu "sztuka ludzi szczęśliwych" - kokobaroko, bizancjum kuchenne, złote róże, gipsowe putta, talerze w kształcie serca są tu wyznacznikiem dobrego smaku i chyba nowoczesności. Na szczęscie końca dobiegła era przezroczystego duralexu.
Polacy wciąż wierni są powiedzeniu "postaw się a zastaw się". Na zdjęciach, z imienin i innych rodzinnych imprez, zamieszczanych w grupach, stoły uginają się od jedzenia. Malownicze półmiski z wędlinami, jajkami w majonezie, pozwijanymi w ruloniki szynkami, to wyższa szkoła garmażerki, z której niestety nie mam dyplomu. Są też śledzie w najróżniejszych konfiguracjach smakowych i moje ulubione, choć nigdy nie jadłam - sałatki z makaronu z zupek chińskich, na tle kryształowych wazonów, "plamoodpornych" obrusów i nawet świętych obrazków. Kocham też parówki układane w rozetki, serduszka i ośmiorniczki.

Miłość Polaków
Zrobiło się cieplej i zaroiło się od przepisów na grilla - karkówki, kiełbachy, kaszany, mięsa w marynatach (najlepiej od Knorra). A do tego młode kapustki zasmażane z mąką, cebulki prażone, pieczarki marynowane, michy sałatek majonezowych tak białych od majonezu, że nie widać składników. Oj lubimy sobie podjeść!
Powodem do dumy są rosołki, krupniki i kapuśniaki. Żadnych zup-kremów z warzyw, tajskich powlewek, czy rybnych rosołków. Polak musi pożywnie - najlepiej zupę zagęścić grysikiem, lanym ciastem, śmietaną z mąką. Sycie i treściwie.
Na deser najlpiej tort, wielki jak koło młyńskie, przekładany maślanym kremem, pokolorowany barwnikami, od których można dostać oczopląsu i przyozdobiony górą bitej śmietany w spraju. Ostatnim trendem jest plastyczna masa cukrowa, która niczym kondom pokrywa szczelnie przekładane biszkopty - na wierzchu lądują dekoracje z cycków i penisów, a to na wieczór panieński, a to na kawalerskie. Są też wersje "słit" z plastikową barbie wetkniętą w tort, który udaje jej falbaniastą spódnicę księżniczki. Prawie zapomniałam o całej stercie przepisów na andruty przekładane różnymi masami. To też ulubiony deser Polaków, a ja myślałam, że modny był w latach 80. ubiegłego wieku.
Chyba się czepiam i nie znam się zupełnie. Choć palce swędzą, nie skomentowałam żadnego z tych postów, bo wychodzę z założenia, że każdy prowadzi taką kuchnię, jaką lubi. Ja za taką nie przepadam i nie zostawiam pod mielonym kotletem z kilogramem bułki tartej w środku, czy rozklepanym schabowym w panierce komentarzy typu: "pyszności, pychota, super jedzonko".
Czy tak wygląda przeciętna polska kuchnia, czy ja może trafiłam do przedziwnych grup dla miłośników ekstremalnych przeżyć kulinarnych? A może taka jest kuchenna prawda? Nie wiem, wciąż obserwuję i jednak dziwię się.
Szczególnie mocno widać w grupach facebookowych rozdźwięk między tym, co gotują blogerki, a tym, co powstaje w zaciszu domowym. Tak, jakby blogi pokazywały potawy z wyższej półki, a na fanpage'ach udzielała się ta grupa kobiet, która nigdy w życiu nie podałyby swojej rodzinie zupy miso, czy pak choi lub tofu, nie mówiąc o owocach morza, czy choćby rizotto z truflami.
[Zawsze przypomina mi się rozmowa z prezesem Almy, który otworzył delikatesy w Lubinie (bogate miasto KGHM-u) i poniósł porażkę. Miedziowi górnicy nie rozumieli, dlaczego za jakiś ser z francuską  nazwą mają płacić po 40 zł za kg, gdy u nich w spożywczym jest taki sam, ale z polską nazwą po 14,9 zł :)] Te strony gromadzą ok. 7 - 10 tys. użytkowników. Być może to ten procent społeczeństwa, który systematycznie pracuje na wysoki cholestrol, cukrzycę, miażdżycę i zawały. A może po prostu lubi dobrze zjeść, tak jak u mamy lub babci.

Z uwagi na to, że nie jestem administratorką tych grup i nie chcę też nikogo obrażać ani nie zamierzam krytykować cudzych preferencji kulinarnych nie ujawniam nazw grup na fb. Sami poszukajcie - dla chcącego nic trudnego.




Komentarze

  1. Oj tak...
    Ale róbmy swoje, niech reszta pochłania produkty jedzeniopodobne ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz