Ciasto mocno kawowe

Makowiec bez zawijania. Najprostszy.


Zakończył się świąteczny kierat, który oznacza, że co roku powielam schemat mojej babki i ciotek. Nie ma od niego ucieczki, bo ktoś przecież musi przygotować wigilię.



Niestety pada na mnie. Gotuję i gotuję, wściekam się i każde kolejne święta witam w coraz gorszym nastroju.  Jeszcze na pocieszenie usłyszałam, że przecież lubię gotować. Tak lubię, ale nie w ten sposób - męczący i odtwórczy. Eksperymenty odpadają, bo szanowne, konserwatywne grono niechętnie bierze do ust nowości w postaci łososia z rodzynkami, czy śledzi z orzechami. Ma być tradycyjnie i kapuścianie. Przyznam, że świątecznego jedzenia nie lubię. Te pierogi, karpie, kompot z suszu... Nie żyjemy w XIX wieku, mamy lodówki i zamrażarki, a gotujemy jakby czas się zatrzymał. Jeszcze parę lat temu broniłabym tradycji, ale teraz mam jej serdecznie dość.

Dość stania przy garach

Dość mam też tego paternalistycznego wymiaru świąt z kobietami przy garach. Świąteczny nastrój mogą sobie poczuć dzieci, ojcowie i księża, którym i tak jedzenie ugotuje kolejna kobieta - gospodyni lub jakaś anonimowa siostrzyczka. A mówienie o wymiarze duchowym w oparach kapuchy na pierogi ma po prostu śmieszny i nierealny wymiar.
Moja babka w wigilię wstawała o godz. 3 nad ranem i zaczynała gotowanie, bo dziadek lubił, żeby jedzenie było świeże. Pod koniec dnia, po zrobieniu kilkuset pierogów, uszek itp. słaniała się na nogach i wszyscy uważali to za normalne, nawet jej własne córki. Pamiętam babkę, gdy płakała nad galaretą do karpia, która nie chciała stężeć...
I pamiętam pełne wyrzutu wspomnienia mojej matki, kiedy zdesperowana i zła babka wbiła sobie w dłoń kieliszek wycinając kółka do pierogów. Trzeba było jechać na pogotowie i szyć, a babka bezczelnie popsuła wszystkim święta.
Święta to kuchenny kierat, nawet gdy rozplanuje się przygotowania to i tak zabierają strasznie dużo czasu, a pracochłonne dania nie są tego warte. W tym roku opłakałam pierwszy piernik z zakalcem i dwie spalone strucle z makiem. Spieszyłam się i nie mogłam znaleźć patyczka, żeby sprawdzić, czy piernik się upiekł, na oko wyglądał dobrze, więc wyjęłam go z piekarnika. Po chwili okazało się, że ma zakalec. Poszedł do kosza, a ja zabrałam się za pieczenie nowego.

Makowiec dla beztalencia

Własnoręcznie zawijane strucle to tradycja. Przyznam, że nigdy nie wyszła mi strucla jak ze sklepu. Zawsze mniej lub bardziej pękają. W tym roku zasnęłam z minutnikiem w dłoni i spaliłam obie strucle na węgiel. Nie miałam już siły na ponowne przygotowywanie masy. Rano w wigilię powędrowałam do supermarektu i kupiłam gotową masę. Zrobiłam makowiec, który jest w stanie zrobić każde kulinarne beztalencie. Wyszedł zadziwiająco smaczny i chyba z nami zostanie.

Makowiec bez zawijania. Najprostszy
Masa makowa gotowa z puszki (ok. 850 gramów)
1/2 szklanki cukru
3 żółtka
3 białka
160 gramów masła
Ciasto:
300 gramów mąki tortowej
1/2 szklanki cukru
2 łyżki śmietany
2 żółtka
125 gramów masła
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Masło siekamy z mąką i proszkiem do pieczenia, dodajemy cukier, śmietanę, żółtka i zagniatamy ciasto. Rozwałkowujemy je i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Przygotowujemy masę: wyjmujemy ją z puszki i ucieramy z cukrem, masłem, żółtkami. Ubijamy białka na sztywną pianę, dodajemy do masy i delikatnie mieszamy. Wykładamy na ciasto. Pieczemy ok. 55 minut w piekarniku nagranym do 180 stopni.
Upieczone i wystudzone ciasto pokrywamy białym lukrem (zmiksowane białko i cukier puder ewentualnie rozcienczone sokiem z cytryny).

Komentarze

  1. Ach, doskonale rozumiem o czym napisałaś. My stawiamy na podział obowiązków, ja zrobię pierogi, Ty zrób rybę a ciotka przyniesie sałatkę. Podstawa by nie zwariować i czerpać radość ze Świąt. :)

    Makowca też udało mi się obejść w sposób bezbolesny, na moim blogu jest przepis na makowe zawijańce, 15 minut roboty a zrobiły furorę, większą niż przyniesiony przez ciotkę makowiec. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wspominam Wigilię jako jeden z nielicznych dni w roku, kiedy rodzice pracowali w kuchni razem. Każdy miał swoje obowiązki. W ciągu roku gotowała mama lub babcia. Ja tam lubię karpia, kapustę, kutie, a za kompot z suszu dałabym się pokroić, w końcu jest tylko raz w roku... Ale fakt, brakuje eksperymentowania. Wigilia byłaby świetnym polem do popisu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę pomocnej rodziny, ja niestety nie mam tak dobrze, a prośby o pomoc mogę powtarzać bez końca. Nie trafiają, a jeśli się zbuntuję i odmówię robienia świąt to zręczne manipulatorki zaczną mnie oskarżać, że przeze mnie nie będzie prawdziwych świąt, bo teraz moja kolej urabiać się po łokcie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie takie przygotowania trochę mijają się z celem - mnóstwo jedzenia, z którego połowa później idzie do kosza, bo nikt już nie może na nie patrzeć... Owszem, lubię tradycję, barszcz i pierogi, ale uważam, że ważniejsza jest atmosfera niż idealne makowce i dwanaście potraw na stole. Życzę Ci łatwiejszych Świąt w przyszłym roku :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz