Ciasto mocno kawowe

Mofongo. Portorykańskie smaki


Czasem niektóre książki wołają do czytelnika. Tę znalazłam na dnie kosza z przecenioną literaturą w supermarkecie. Czekała na mnie i prosiła: "Kup mnie!". Zastanawiałam się chwilę, bo mam już wiele książek z kuchnią w tle i przyznam, że już trochę mnie nudzą. O decyzji przesądziła jednak cena i z zadowoloną miną wędrowałam do domu z książką pod pachą, zachodząc w głowę, czym jest tytułowe mofongo.
Przyznam, że przed lekturą "Mofongo" Cecilii Samartin o kuchni portorykańskiej nie miałam zielonego pojęcia. Portoryko znam tylko ze zdjęć mojej szwagierki, która spędziła tam ubiegłoroczne wakacje: bujna roślinność, olbrzymie liście bananowców, w których chował się jej synek, błękitne morze, jej śliczna starsza córka siedząca w bikini na pniu palmy...
"Portoryko i Kuba są jak dwa skrzydła jednego ptaka" - napisała Lola Rodriguez de Tio - pierwsza portorykańska poetka. Z tym że Portoryko miało więcej szczęścia w historii niż Kuba.
"Mofongo" jednak nie dzieje się na pięknej wyspie, a w Stanach Zjednoczonych, w kuchni starszej pani, emigrantki z Portoryko. Ma na imię Lola, mieszka w małym domku na przedmieściach, wiedzie nudne i pozbawione smaku życie. Jedyną jej rozrywką są wizyty wnuczka Sebastiana oraz roznosiciela posiłków z domu spokojnej starości. Jak się domyślacie dania, które przynosi Terrence są rozgotowane i bez smaku. Wszystko zmienia się w chwili, gdy Lola dostaje wylewu. Ze szpitala wraca odmieniona - postanawia przypomnieć rodzinie jej korzenie i portorykańskie smaki oraz pogodzić zwaśnioną rodzinę. Kuchnia jest też sposobem na ośmielenie Sebastiana, chłopca z wrodzoną wadą serca, który z powodu choroby odstaje od rówieśników. Jest niskiego wzrostu, słabowity, nie może grać w piłkę i z tego powodu często bywa w klasie kozłem ofiarnym.
Babcia, niczym dobry duch, kapłanka domowego ogniska, miesza z wnukiem w garnkach, przygotowuje smakowitości i serwuje je wraz z rodzinnymi opowieściami.
Karaibska kuchnia wymaga świeżych składników, w USA, gdzie nie brakuje emigrantów z Portoryko można dostać je bez problemu. Gotowanie po portorykańsku to także olbrzymi grill, na którym da się upiec prosiaka lub koźlę w całości. Babcia Lola budzi panikę wśród sąsiadów, gdy przygotowuje cabrito, czyli pieczonego koziołka. Z powodu zadymienia odwiedza ją zastęp straży pożarnej.
W tej opowieści humor miesza się ze smutkiem i choć nie brakuje tragicznych wydarzeń to całość jest pogodna jak karaibska wyspa. Rodzina spotyka się przy stole i wyjaśnia niedomówienia i animozje. Godzą się ze sobą pokłócone od lat Gloria, mama Sebastiana z bratową Susan. Wnuczka Cindy przestaje farbować włosy na blond i ukrywać swoje karaibskie pochodzenie, zabawowa Gabi odnajduje w domu babci miłość, a mały Sebastian pewność siebie i przyjaciół. Bo jak mówi Babcia Lola: " Kuchnia to serce domu. Kiedy dom ma przytulną kuchnię, w której bez przerwy coś się dzieje, cała rodzina jest zdrowa i silna".
A tytułowe mofongo? To danie z zielonych bananów, które ubija się w moździerzu z czosnkiem i oliwą z oliwek. Można też dodać usmażony na chrupko boczek. Z masy formuje się kulki i podaje się je do krewetek, kurczaka lub pieczonej wieprzowiny.
Wygląda to mniej więcej tak:

Źródło: http://blogs.phoenixnewtimes.com/bella/2012/05/mofongo_the_fried_plaintain_di.php

"Mofongo" Cecilia Samartin, wydawnictwo Bukowy Las, tłumaczyła Magdalena Ziomek

Komentarze