Ciasto mocno kawowe

Vintage w kuchni - sałatka z surowego kalafiora

Vintage w modzie nikogo nie dziwi. Vintage może być też gotowanie i urządzanie kuchni. Dla mnie symbolem kuchennego stylu vintage jest stary kredens z nadstawką z mnóstwem przegródek, z przeszklonymi drzwiczkami i obszernymi szufladami. Podobają mi się też drobiazgi w tym stylu, jak ten zlew z kraciastą zasłonką.
Zdjęcie pochodzi ze strony http://vintagekitchensink.net/

Gotowanie vintage zwykle kojarzymy z pyszną kuchnią dzieciństwa, gdzie najwyższym kulinarnym autorytetem była babcia przygotowująca najlepszą na świecie pomidorową, rosół, szarlotkę, a nawet cudowny i wiecznie świeży chleb na liściach chrzanu... 
Vintage to także gotowanie dań z wybranej epoki, przypominanie niegdyś modnych, a dziś zapomnianych lub uznanych za zbyt kiczowate potraw. Dla mnie vintage  może być epoka Peerelu, choć przyznam, że nie przepadam za wszystkim, co kulinarnie wymyślono w tamtych czasach. Lubię jednak stare poradniki i książki kulinarne. Oglądam zdjęcia zrobione w obcej dziś stylistyce, czytam ówczesne rady i nie przestaję się dziwić, jak bardzo świat się zmienia.
Jeszcze niedawno dzieciaki zajadały się czekoladą robioną w latach kryzysu na bazie mleka w proszku i kakao, a żelki Haribo kojarzyły się z luksusem z "Enerefu"... Zmieniają się smaki, możliwości, gusta...
Tego rodzaju przemiany rejestruje książka "Kitchen kitch" wydana przez nieoceniony Taschen. Zobaczymy w niej zdjęcia kulinarne i reklamy żywności z lat 50. z USA.

Niektóre stylizacje przypominają zdjęcia z polskich książek kulinarnych z poprzedniej epoki:
zdjęcia powyżej pochodzą z http://www.amazon.co.uk

Co w takim razie jest vintage?  Dla każdego coś innego - ważne by wracało się do dawnych smaków z przyjemnością. Tort z masą na margarynie zawsze pozostanie dla mnie obrzydliwy, choć niezaprzeczalnie jest vintage, bo dziś mało kto coś takiego przygotowuje. Do nurtu vintage zaliczam owoce zalewane galaretką, ciasta piankowe z galaretką, rogaliki drożdżowe z różą, awanturki (czy ktoś pamięta, że tak mówiło się na pasty rybne do kanapek?) no i sałatki z majonezem - tradycyjną warzywną a także królującą "u cioci na imieninach" z kurczakiem wędzonym i ananasem. Dziś raczej jest świadectwem kulinarnego kiczu a nie kunsztu, ale z sentymentu czasem ją robię. W podobnych klimatach jest też sałatka z surowego kalafiora z rzodkiewką. Przygotowywana w latach 80. ubiegłego wieku świadczyła o nowoczesności pani domu i jej otwarciu na eksperymenty w kuchni. Wówczas kalafiora podawało się w wersji rozgotowanej, polanego zezłoconą na maśle bułką tartą (też smak vintage), surowy był czymś egzotycznym! 
Sałatka z surowego kalafiora i rzodkiewki
Kalafior
pęczek rzodkiewki
szczypior
sól, pieprz
3 łyżki majonezu

Kalafior dzielimy na drobne różyczki, myjemy rzodkiewkę, obcinamy ogonki, ścieramy połowę pęczka rzodkiewki na tarce o szerokich oczkach, siekamy zielony szczypiorek. W misce mieszamy kalafior, startą rzodkiewkę, szczypiorek z majonezem i doprawiamy solą i pieprzem. Pozostałą rzodkiewkę kroimy na plasterki i dekorujemy nimi sałatkę.




A dla was, jakie smaki lub dania są vintage? Pudrowe pastylki miętowe, golonka w piwie, karp w galarecie, a może szarotka babci i oranżada z butelki z ceramicznym korkiem?

Komentarze

  1. Swietny ten album, dzięki za recenzję. Czy taki zlew ma specjalną nazwę po polsku? Bo po ang. to butler's sink:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Butler to po polsku lokaj, ale chyba nie będzie to zlewozmywak lokaja, ale jednokomorowy ceramiczny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie budyń z rodzynkami i konfiturą różaną jest zdecydowanie w tym stylu.
    I grzanki z żółtym serem i keczupem na połówkach kajzerki...
    Kanapki z pasztetowa przybrane kiszonym ogórkiem...i blok na wagę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.
    Przeczytałam powyższy post z uwagą i na spokojnie, choć może mój komentarz nie zostanie tak odebrany.

    Przyznaję, że ten tekst mnie osobiście w jakiś sposób obraża.
    Sprowadza starszych wiekiem blogerów, preferujących swoje dawne przepisy z młodości, do roli jakiegoś podrzędnego moherowego zaścianka kulinarnego gorszego gatunku.

    Nie myśl, że krytykuję wybiórczo to co napisałaś.
    Dostrzegam sposób Twojego rozumienia Vintage w kuchni.
    Jednak chcę się odnieść do tej części krytycznej lub inaczej mówiąc lekceważącej.

    Cytując: "Vintage to także gotowanie dań z wybranej epoki, przypominanie niegdyś modnych, a dziś zapomnianych lub uznanych za zbyt kiczowate potraw."
    "sałatki z majonezem - tradycyjną warzywną a także królującą "u cioci na imieninach" z kurczakiem wędzonym i ananasem. Dziś raczej jest świadectwem kulinarnego kiczu a nie kunsztu".

    A na jakiej podstawie wystawia się takie oceny?
    Jak w ogóle można stosować takie kryteria jak na przykład "kiczowata potrawa"?

    Może nie wiesz dlaczego jakaś potrawa była modna w PRLu? Jedną z przyczyn była atrakcyjność składników, których po prostu nie było w handlu. Składników dostępnych "spod lady" lub z Pewexu za dolary i bony.
    Dzieciaki zajadały się taką czekoladą, jaką rodzice mogli im wtedy kupić.
    Teraz bez problemu kupujemy ananasa w puszce z Biedronki, czy oliwki supermarkecie.

    Ja natomiast powiem, że Vintage tak rozumiany jak w tym poście, to dla mnie tylko negatywny snobizm.
    I również Twoja prześmiewcza odpowiedź w komentarzach pasuje do całości.

    Obecnie na niektórych blogach wpycha się czytelnikowi na siłę przepisy o niezrozumiałych tytułach, potrawy z niedostępnymi często składnikami, dziwne smaki fotografowane jeszcze dziwniej.
    W ten sposób właśnie kreuje się sztuczną modę, o której piszesz.
    Kolejny snobizm kulinarny, który prawdopodobnie wyśmieją przyszłe pokolenia.

    Wydając tak radykalne oceny, typu "brak kunsztu, natomiast kulinarny kicz", wypadałoby wcześniej pomyśleć także o ludziach, których tak się szufladkuje i którzy coś takiego o sobie przeczytają.
    Bo jeszcze nie wszyscy wymarliśmy, niestety.

    A kulinarna moda? - jak każda przemija...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za komentarz. Nie było moim zamierzeniem obrażanie kogokolwiek. Sama dorastałam w Peerelu, do dziś pamiętam takie rarytasy, wystane w kolejkach przez rodziców, jak kubańskie pomarańcze, tak kwaśne, że nie dorówna im żadna cytryna, wyroby czekoladopodobne, czy twarde jak kamień irysy, czy żółty ser sprzedawany dla dzieci na książeczkę zdrowia... A po latach gierkowskiego dobrobytu puste sklepy z octem na półkach. Nie uważam tamtych czasów za coś negatywnego, ale za etap w naszym rozwoju. Wspominam je z sentymentem i nostalgią. Moje dziecko nie doceni zdobytego mleka w proszku i nie będzie się zajadać zrobioną z niego czekoladą, nie zna kontekstów tamtych czasów. Vintage nie ma dla mnie znaczenia pejoratywnego, o nie! Do dziś mój mąż robi sobie taką czekoladę z dzieciństwa, a od czasu do czasu goszczą u nas sałatki majonezowe z kurczakiem i ananasem oraz inne dania popularne w latach 80. Połączenie ananasa z kurczakiem wówczas to był szczyt elegancji i prawdziwy rarytas. Dziś to coś zwykłego, osiągalnego, co nie zmienia faktu, że to połączenie moim zdaniem jest kiczowate i banalne. Kiczu nie uważam jednak za negatywne zjawisko, bliska mi jest teoria jego badacza Abrahama Molesa, który podkreśla, że kicz to sztuka ludzi szczęśliwych. A co do niezrozumiałych nazw potraw, przedziwnych składników - takie przepisy uważam za przerost formy nad treścią i w tej ocenie się z tobą zgadzam.
    Co do prześmiewczego komentarza: nie uważam go za taki - spróbuj poszukać funkcjonującej w języku polskim nazwy na ten typ zlewu, znajdziesz tylko jego określenie - ceramiczny, jednokomorowy. Czy to jest prześmiewcze? Nie sądzę - pokazuje tylko, że w języku polskim nie funkcjonują określenia zupełnie naturalnie istniejące w języku angielskim. Nie jesteśmy narodem designerów - zlew to zlew jedno lub dwukomorowy. Język odzwierciedla myślenie i działanie danej społeczności, być może jesteśmy lepsi w innym polu semantycznym. Nie jest to powód do wstydu, czy za uznanie nas za ułomnych językowo, raczej pokazuje, że dla nas - użytkowników tego języka, inne rzeczy mogą być istotne.
    Co do kuchni vintage - mam całe zeszyty wspaniałych przepisów wyciętych z "Kobiety i życia", starego "Przekroju", zapomnianego już pisma "Ja i ty", mam też wydawane w Peerelu książki kucharskie i nie zamierzam ich się pozbywać, bo zwyczajnie są świetne. I żadnego blogera nie wciskam do moherowego zaścianka kulinarnego! Po prostu widzę, jak na moich oczach zmienia się sposób gotowania, przygotowywania potraw, całej kultury stołu... I wcale nie uważam, że w przeszłości było gorzej, wręcz przeciwnie - było dużo lepiej, używało się dużo lepszych jakościowo składników, było więcej czasu na przygotowywanie zdrowych potraw, dzieci nie "pasły" się chipsami, czy innymi zapychaczami.
    Jeśli uraziło cię słowo kicz, to pewnie dlatego, że rozumiemy je w zupełnie inny sposób. Dla mnie podziw i zachwyt kiczem nie jest negatywny, jest wyborem artystycznym i świadomym określeniem własnej wrażliwości, równie wartościowej, co designarskie i modne trendy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam za pomyłkę - miesięcznik, o którym wspomniałam nosił tytuł "Ty i ja". I dzięki jeszcze raz za pozostawienie komentarza - dzięki niemu trafiłam na trzy ciekawe blogi i zamierzam je odwiedzać :) Pozdrowienia (i nie ma w tym komentarzu żadnej ironii).

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję, że tak szybko odpowiedziałaś.
    Dodam - Chodziło mi komentarz z grzankami i kanapką z pasztetową, nie o zlew.
    Natomiast tego, co napisałaś teraz w odpowiedzi na mój komentarz, brakowało w poście.
    Teraz szerzej wyjaśniłaś sprawę, we wcześniejszym tekście sformułowałaś swoją opinię ogólnikowo i oceniająco.
    Nie chodziło mi również o podziw i zachwyt kiczem - i nie ma tu nic do rzeczy samo rozumienie tego słowa.
    Chodziło mi o jego zastosowanie - jeszcze powtórzę "kiczowate potrawy".

    OdpowiedzUsuń
  8. Tylko, że ja na post o pasztetowej nie odpowiedziałam, co nie zmienia faktu, że lubię takie kanapki, popularne na koloniach :). Wydawało mi się, że z postu jasno wynika, że ów szumnie zwany vintage, to powrót do smaków z dzieciństwa. I bardzo mi się ten powrót do przeszłości bardzo podoba.

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie sobie przypomniałam, że jeden z pierwszych moich wpisów na blogu dotyczył ananasowo-kurczakowej sałatki, w dodatku pochłanianej nocą :)
    Tu dowód:http://sniezkagotuje.blogspot.com/2008/01/znowu-jemy-w-nocy.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę jeszcze raz się wpisać, bo już chyba wyjaśniłyśmy swoje rozumienie tematu i nie chciałabym tego przedłużać w nieskończoność.
    Przepraszam za uwagę o komentarzu - ze zdenerwowania pomyliłam nicki i jakoś ten post z pasztetową Tobie przypisałam.
    Nie ukrywam, że odebrałam bardzo emocjonalnie Twój wpis, stąd pomyłka.
    Teraz już rzeczywiście kończę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz