Ciasto mocno kawowe

Św. Łucja i jej oczy - Lussekatter

Pochodziła z sycylijskich Syrakuz i nawet w swojej ojczyźnie nie doczekała się takiego kultu, jak w ewangelickiej Szwecji. Na cześć św. Łucji dziewczęta ubrane na biało wędrują ze świecami w pochodach, z okazji jej święta wypieka się też specjalne szafranowe bułeczki Lussekatter (oczy św. Łucji). Robiliśmy je z pięcioletnim pomocnikiem po raz pierwszy i wyszły nam wyśmienite i wcale nie suche.


Patronująca bułeczkom Łucja była wczesnochrześcijańską męczennicą, z tych co składają w tajemnicy śluby czystości i gdy przychodzi czas ich zamążpójścia okaleczają się lub dają się torturować i zamęczyć na śmierć. Taki był właśnie przypadek Łucji. Pochodziła z bogatej rzymskiej rodziny, złożyła śluby czystości by ocalić życie chorej matki. Ta wyzdrowiała i chciała córkę wydać za młodego, bogatego patrycjusza. Łucja za nic sobie miała plany matki. Odtrącony przyszły mąż doniósł władzom, że Łucja jest chrześcijanką. Trafiła do więzienia, a stamtąd miała wylądować w jakimś zamtuzie. Uprzedzając wyrok wydłubała sobie szybko oczy. Oszpeconej dziewczyny nikt nie chciał. Wieść niesie, że ścięto ją w roku 304. Mogła mieć 23 lata.
Koszmarna historia ma jednak wczesnochrześcijański happy end - w chwili śmierci Łucja odzyskała oczy.



Formując wężyki z ciasta i ozdabiając je rodzynkami zastanawiałam się dlaczego w ewangelickim kraju, gdzie kult świętych nie istnieje 13 grudnia hucznie świętuje się św. Łucję.
Odpowiedź znalazłam na stronie Ambasady Szwecji. Cytuję:
"Włochów, ilekroć 13 grudnia goszczą w Szwecji, zawsze zdumiewa gorliwość luterańskich Szwedów w czczeniu sycylijskiej świętej Łucji, która w swojej ojczyźnie nie doczekała się takich hołdów. Jednak szwedzką Łucję łączy z włoską tylko imię.
       Łucję obchodzi się na wielu szczeblach. Pierwszy, to szczebel oficjalny. Gazety lokalne ogłaszają specjalny konkurs, publikując zdjęcia wytypowanych do niego dziewcząt (preferuje się długie blond włosy), spośród których czytelnicy mają wybrać jedną. Zwyciężczyni stanie się potem najważniejszą osobą w procesji, jaka przejdzie główną ulicą miasta. Łucja pojawia się także w domach starców i w szpitalach. Ma na sobie białą, długą do kostek koszulę, przepasaną czerwoną wstążką, i aureolę, czyli wianek z borówkowych gałązek, w którym tkwią oprawki na świece lub – z uwagi na niebezpieczeństwo pożaru – żaróweczki. Są z nią druhny (dziewczęta biorące udział w konkursie). Krocząc gęsiego ze złożonymi jak do adoracji dłońmi, śpiewają tradycyjną piosenkę o Łucji. Często towarzyszy im dodatkowa świta, na przykład grupka gwiazdorów, znanych z zupełnie innego kontekstu, ze świąt Bożego Narodzenia. Razem stanowią chór śpiewający pieśni kolędowe.
       Drugi rodzaj świętowania Łucji różni się od pierwszego jedynie mniej oficjalnym charakterem. Odbywa się w szkołach, w klubach lub domach parafialnych, gdzie częstuje się gości kawą i lussekatter, czyli pieczonymi specjalnie na tę okazję pszennymi bułeczkami z szafranem, o pomysłowych kształtach, odziedziczonych po tradycyjnych szwedzkich chlebkach bożonarodzeniowych.
       I w końcu, na szczeblu trzecim, najniższym, świętuje się Łucję w rodzinie. Mamy lub starsze rodzeństwo wstają wcześnie rano, podają kawę z lussekatter, a potem najmłodszy żeński członek rodziny wciela się w Łucję i budzi ojca – jako że jest zazwyczaj jedyną osobą w domu, która jeszcze śpi – piosenką o Łucji.
       Skąd pochodzi to przedziwne święto obchodzone podczas zimowych ciemności? Nie ma nic wspólnego z południowowłoską Łucją. Choć może to zabrzmi dziwnie, czci się w ten sposób zupełnie innego średniowiecznego świętego, a mianowicie Mikołaja. Wraz z dotarciem reformacji do Europy północnej kult świętych został zakazany, ale niektórych z nich dosyć trudno było się wyrzec, zwłaszcza szczodrego patrona dzieci, Mikołaja. Niemcy zastąpili wówczas owego brodatego biskupa dzieciątkiem Jezus, a prezenty rozdawano nie 6 grudnia, tylko w Wigilię.
       W XVII i XVIII wieku dzieciątko Jezus – dziewczynka w białej koszuli, z wiankiem świec na głowie – spełniało tę funkcję w Niemczech, a także wśród pozostających pod niemieckim wpływem środowisk szwedzkich. Zwyczaj ten nie zdołał się jednak przyjąć podczas świąt Bożego Narodzenia i został przesunięty na dzień św. Łucji. Wcześnie tego ranka Szwedzi już w średniowieczu zwykli jadać do siedmiu śniadań pod rząd, zakrapianych alkoholem, przygotowując się w ten sposób do przedwigilijnego postu, który zaczynał obowiązywać wraz ze wschodem słońca 13 grudnia.
       W dworkach zachodniej Szwecji niemieckie dzieciątko Jezus przybrało w wieku XVIII postać kogoś w rodzaju gospodyni tych obfitych biesiad, której nadano bardzo odpowiednie imię świętej, czczonej w tym dniu („Łucja” z łac. lux, światło). Sto lat później zamiast wódki i wieprzowiny pojawiło się bardziej spartańskie pożywienie: kawa i lussekatter. Zwyczaj obchodów Łucji stał się powszechny w całej Szwecji u schyłku XIX wieku, a pierwszy pochód zorganizowano w Sztokholmie w roku 1927. Kręte bywają ścieżki świątecznych tradycji!"
Pochód św. Łucji można zobaczyć w IKEA, a nam, podczas pobytu w Norwegii, spodobały się  żółciutkie Lussekatter. Moja koleżanka miała bardzo piękną książkę z przepisami, tradycjami i zwyczajami bożonarodzeniowymi "Norsk Jul", w której znajduje się przepis na te bułeczki. Podaję w jej tłumaczeniu:


Lussekatter (Oczy św. Łucji)
Składniki:
300 ml mleka
200 g masła
50 g drożdży
2 jajka
pół łyżeczki soli
150 g cukru
2 g szafranu lub kurkumy
750 g mąki
rodzynki
Mleko podgrzać, rozpuścić masło. Drożdże rozpuścić w pół szklanki mleka i dwiema łyżeczkami cukru. Dodać resztę mleka, roztopione i ostudzone masło, roztrzepane jajka i resztę składników. Wyrobić, zostawić do wyrośnięcia. Formować z ciasta wężyki długości ok. 15-20 cm, a z nich literkę S, w każdy ślimaczek wcisnąć rodzynek. Odstawić do wyrośnięcia na 15 min. Posmarować jajkiem z mlekiem. Piec ok. 12 minut w rozgrzanym do 220 stopni piekarniku.
Rosną w cieple Lussekatter
św. Łucja


Książka "Norsk Jul", z której pochodzi przepis

Komentarze

  1. Śnieżko,piękna to tradycja. A bułeczki, wspaniałe!
    Tak pięknie Ci się upiekły.
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, aż sama jestem zaskoczona, że przepis był tak wiarygodny i sprawdzony, choć z książki, której sama nie przeczytam, bo nic po norwesku nie rozumiem.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bułeczki piękne. Co do Łucji- już wieki temu z moim Połówkiem ustaliliśmy, że jeśli w przyszłości będziemy mieć córę- to nazwiemy ją właśnie Łucja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sniezko, piekne buleczki! Moje sie nieco 'rozjechaly' podczas pieczenia, ale najwazniejsze, ze sa pyszne ;) Ja robilam odrobine inaczej - z serkiem zamiast jajek.
    Pozwolilam sobie dodac u mnie link do Twojego dzisiejszego wpisu, bardzo spodobal mi sie bowiem Twoj opis zarysu historycznego. Mam nadzieje, ze nie masz nic przeciwko... :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    http://www.beawkuchni.com/2010/12/lussekatter-czyli-szafranowe-buleczki.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Bułeczki wyglądają świetnie! ja nie znałam wcześniej tej tradycji :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po nitce do kłębka - trafiłam do Ciebie i do Twoich lussekatter :) I pozwoliłam sobie podlinkowac u siebie ten Twój post, bo ja mimo chęci nie byłam w stanie napisac aż tyle o Świętej Łucji. A przecież to takie ciekawe, zwłaszcza, gdy mieszka sie w Szwecji, jak ja.
    U nas też dziś królowały bułeczki szafranowe :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, cieszę się, ze i Bea i Bellis podlinkowały mój post u siebie. Pozdrowienia i dużo światłą z okazji św. Łucji.

    OdpowiedzUsuń
  8. super tekst! uwielbiam takie historyczo-religijne ciekawostki. w weekend na pewno upiekę te bułeczki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja również podlinkowałam w ramach naszej akcji wypiekania. Cieszę się, że mogłam poznać tradycję ich wypiekania. Pozdrawiam serdecznie-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz